piątek, 26 czerwca 2015

Piątkowo, nieśmiało powracam. Rozdział pierwszy.

Na-pew-no to po-mo-że i bę-dę chu-da jak wiór. Albo jak Angelina Jolie.
Myśli skakały mi rytmicznie w głowie wraz z każdym krokiem. A właściwie biegiem. Cała Polska biega. Wszyscy. To i ja biegam. Prze-cież dam ra-dę. Chyba. Bo nie wiem, czy to nie jest zabójcze. Opcji jest kilka. Na przykład padnę po drodze na zawał. I będę pierwszą  prawie biegaczką, która padła na pierwszym kilometrze. Może też być, że poprzez zalewający mi oczy pot nie zobaczę kamienia i się po prostu wywalę. Może mnie też dzik zaatakować. Podejrzewam, że wydzielam aktualnie dosyć obiecujący zapach. Nie wiem tylko, czemu gdy wracam z tym obiecującym zapachem do domu to mąż się na mnie nie rzuca z dziką namiętnością. Chyba nie te feromony jednak. Bo nawet boję się pomyśleć, że nie ten wiek. Lepiej myśleć, że to zapach. 
- Dwa kilometry. Osiągniesz swój cel...
No i nie wiem, kiedy osiagnę cel bo zadzwonił mi telefon. Ale wcale nie chciałam wiedzieć.
- Zojka, wiesz co sie stało?!- wykrzyczała mi do ucha Tośka, moja przyjaciółka od zawsze.
- Nie wiem.
- Powiem ci! Słuchaj, ta zołza zmarła.
- Twoja teściowa?
- No tak, znasz inne zołzy?!
Znam. I to sporo. Ale faktycznie, teściowa Tośki biła rekordy.
- W piatek jest pogrzeb. Przyjedź, to sobie chociaż pogadamy na stypie.
- Nie wypada!
- Nie marudź. Wypada. 
I się rozłączyła. Nie mówiąc mi oczywiście, gdzie pogrzeb ani nic. Telefon zadzwonił ponownie.
-Pogrzeb jest w Parku. Kremować ją będą.
I już wszystko wiedziałam. Park to ostatnio bardzo modne, o ile można mówić o modzie w takim temacie, miejsce. 
Z biegania już nic mi nie wyszło. Wróciłam do domu rozsiewając zapachy. Zamiast feromonów fetorek. Pogrzeb w piątek. Była środa. No dobrze. Niech będzie piątek. Akurat miałam wolne popołudnie. Od kiedy dzieci wyjechały na studia miałam jakby więcej czasu. Wprawdzie Lolo robił co mógł, żeby mi go zagospodarować ale stawiałam się jak mogłam.
- Wiesz, że zmarła teściowa Toski? - zapytałam, gdy tylko Lolo wszedł do domu.
- Nareszcie. Jednak jest sprawiedliwość na tym świecie. A na tamtym świecie niech się teraz martwią co dalej. Bo nie wiem, czy można ją będzie gdzieś dalej już przepchać.
- Podobno nie wierzysz w niebo i piekło?
- Jeżeli chodzi o teściową Tośki to wierzę w piekło w najbardziej klasycznym wydaniu. No wiesz, smoła, czarne diabły itp. Będzie się czuła jak w niebie. I od razu Cię informuję, na pogrzeb nie idę. Zrób tylko zdjęcie, żebym miał pewność, że ona naprawdę nie żyje.
- Zwariowałeś, prawda?
-Nic a nic. Co na obiad?
***********************************************************
Lało od rana. Ale gdy dotarłam do Parku akurat przestało. jakby niebo też chciało dobrze widzieć pogrzeb. Ludzi była garstka. Same starsze panie w garsonkach. Wszystkie ufryzowane jakby właśnie zeszły ze sceny operetki. Prawie wszystkie. 
- Ty, Tośka, co z Luizą? Odbiło jej? Czemu jest w dresie?! I to różowym?!
- Hihihi, bo to idiotka etatowa, mówiłam ci.
- No ale nawet idiotka na pogrzeb raczej ubrałaby się bardziej stosownie.
Luiza, najlepsza przyjaciółka teściowej Toski, miała na sobie piękny różowy dres, białe adidasy z różowymi wstawkami. Na głowie czapkę z daszkiem. Wziąwszy pod uwagę  miejsce a także fakt, że Luzia miała 77 lat, jej widok zapierał dech w piersiach. Głupawki dostałam od razu. Reszta żałobników nie mogła oderwać zafascynowanego wzroku od Luizy. Kobiety dosłownie pochłaniały ją wzrokiem. Nie była lubiana. I to bardzo. Pewnie dlatego nikt nie spytał, czym jest spowodowany jej strój. Bo raczej nie ostatnim życzeniem zmarłej. Chociaż, pomyślałam chwilkę, znając jej złośliwość, wszystko się możliwe.
- Tośka, to jakaś głupota jest - wysyczałam jej w ucho bo ceremonia już się zaczęła- czemu ona jest tak ubrana? Ktoś ją zapytał? Ktoś wie?
- Ja wiem  odsyczała Tośka z kamienną twarzą. Ale jak ci powiem to będziesz musiała wyjść.
- Czemu? Powiedz!
- Ok, sama tego chciałaś. Ta idiotka Luiza dostała zaproszenie na pogrzeb. Przeczytała "park" i myślała, że to będzie taki piknik pożegnalny w parku. Nawet koszyk z jedzeniem przyniosła. Pewnie go teraz trzeba będzie postawić na płycie.- odsyczała Tośka.

Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem i trzymając się za twarz szybko wyszłam z budynku. Niech sobie myślą, że mi odbiło i rozpaczam. Uciekłam do samochodu. gdzieś się przecież musiałam wyśmiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz