piątek, 30 stycznia 2015

Wpis kulinarny trochę wredny

Od nitki do kłębka. Właśnie dotarłam. Wczoraj po necie krążył taki oto wpis:

Mocno mnie zastanowił. Faktycznie, skąd w nas taka potrzeba mówienia o tym, co zjedliśmy? Czemu wszyscy chwalą się dziwnymi potrawami a nikt nie chwali się, że akurat zjadł pyszne frytki i mu z tym dobrze? Że wstyd jeść frytki? No ale wszyscy jedzą. Jedni częściej inni nie.Ale co komu do tego? Nie dostrzegam wokół siebie ludzi otyłych, chorych z przejedzenia. Mówię o moich znajomych. Do kłębka....otóż kłębek:

kłębek powiedział mi, że jeszcze 20 lat temu w Polsce nie było za wiele do jedzenia. Jadło się to co akurat było. I nikt się nad tym nie zastanawiał. Ot obiad to obiad, jem, żeby żyć. A że akurat tylko makaron z serem? Pyszne. I tanie. I zdrowe.A że słabo na zdjęciach wychodzi? Cóż, nie każdy jest fotogeniczny. Wiem to po sobie.
Mając pod opieką sporą rodzinkę muszę gotować codziennie. I gotuję. Zupy, dania drugie w postaci makaronów, placków ziemniaczanych, mięsiwa różnego, naleśników, bigosów, fasoli. Ot, prosta kuchnia codzienna. Nie wiem,czy zdrowa, otyli nie jesteśmy, przeziębiamy się dwa razy w roku, dzieci bez wad postawy i wypadających zębów. To może jednak zdrowa? A może po prostu zaspokajająca potrzeby? Niekoniecznie estetyczne...
Mam wrażenie, że w Polsce przez ostatnie lata narasta histeria żywieniowa. Podobna trochę do histerii ciuchowej sprzed kilku lat, która też nadal trwa. Szał kupowania markowych rzeczy, których jeszcze kilkanaście  lat temu w Polsce nie było można kupić. 
Podobnie z jedzeniem, nagle okazuje się, że jest wiele rzeczy, które można kupić. Markowe jedzenie? Chyba tak. Tak,jak ciuchy. Niektórzy nie mogą bez tego żyć. 
A ja wraz z nowym rokiem postanowiłam, że ograniczam wydatki na jedzenie. Nie będzie markowo. Będzie smacznie i zwyczajnie.



czwartek, 29 stycznia 2015

Żywot testera (nie, nie tostera)


Jakiś czas temu, taki dawniejszy czas temu,  Trzewik zamieścił na swoim blogu wpis na temat   testowania gier. Dostałam tam miano "silent tester". Będąc osobą raczej głośną i hałaśliwa, trudno mi się jest pogodzić z taką nazwą. Ale cóż. Mogę się godzić lub nie ale nadal jestem "silent tester".

Etap "cichego testera" to bardzo początkowy etap testowania gry. Wymaga dosyć dużo silnej woli aby nie rzucać w autora swoimi pomysłami (w naszym odczuciu bardzo twórczymi) a które mogą najzwyczajniej w świecie zakłócić tok myślenia. Siadając przecież do prototypu nie wiemy jaki jest zamysł finalny autora. Często on sam nie wie. Jeżeli dobrze znamy autora i jesteśmy z nim w zażyłych stosunkach to po prostu powie "och, zamknij się, myślę". A jeżeli nie? Jeżeli nie może tak do nas powiedzieć bo nie wypada? To co robi? To się męczy. Tak po prostu.


     Szczerze mówiąc często kusi mnie by oświecić Trzewika jakąś swoją złotą myślą podczas testów.
Zawsze przecież jest szansa, że może nie wie czegoś co ja widzę? Hm, najczęściej widzi. Widzi, ponieważ w początkowej fazie tworzenia gry błędy w niej występujące są oczywiste i nie ma co się wymądrzać. Ot, zwykła matematyka. Której nie znam zbyt dobrze...


     Szczerze mówiąc, gdy Trzewik "wyprowadza" prototyp z domu, jest mi zawsze żal, że to już. Że już gra wyszła z domu, że idzie do ludzi, że będą o niej i do niej mówić i ją zmieniać. No ok, nazwijmy to naprawiać i modyfikować. Że skończył się mój udział cichego testera.
     Zawsze wtedy w głowie kołacze mi się myśl "zrobię sobie swoją grę".


Tylko skąd wezmę "silent testera"?
   
   
   
   
   

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Odcinek #63

Chcielibyście mieć prawdziwy stół dla graczy? Taki z dwoma blatami? Z uchwytem na piwo? Wiemy, gdzie taki kupić. Wiemy też, co w trawie piszczy, I co wyprawia Asmodee. I czemu gra o kotach zarobiła już 2 mln dolarów!
Posłuchajcie. Nie obyło się bez dygresji, jesteśmy w formie....
I czemu nadal chcę kota....



poniedziałek, 19 stycznia 2015

Odcinek #62

Wróciliśmy do naszego podcastu. Droga powrotna była ciężka.
Wracamy z plotkami, dygresjami, dywagacjami....


sobota, 17 stycznia 2015

Wiara czyni cuda.

   
      Wiara czyni cuda. Wiadomo o tym od dawna. Nie wiem,czy komukolwiek na świecie udało się o tym przekonać na własnej skórze ale powiedzenie jest i już.
A gdyby działało i wiara czyniłaby cuda to np w tym tygodniu wszyscy, którzy graja w totka i wierzą, że wygrają, wygraliby kumulację.
A podczas trwającej właśnie sesji, wszyscy studenci, którzy wierzą, że zdadzą egzaminy pomimo braku wiedzy, zdaliby. Bo czemu nie?
A maturzyści? Ulalala, tu by się dopiero działo.
Ale niestety, wiara cudów nie czyni. Tak mi się wydawało. Do niedawna.
Niedawno przekonałam się, że się myliłam co do cudów.
Jest XXI wiek a ludzie odmawiają grania w Tajemnicze Domostwo! I w gry w świecie fantasy!
Z powodu wiary!
To cud!
Wiara czyni cuda...
...głupoty.