Muszę przyznać, że o ile jestem przyzwyczajona do dziwnych pytań ludzi i do ich niedowierzania, gdy mówię, że NAPRAWDĘ moja praca to gry planszowe to i tak nadal mnie to bawi. I chyba nigdy bawić nie przestanie.
Cały poprzedni weekend spędziliśmy w pobliskim centrum handlowym. W sobotę trzynaście godzin, w niedzielę jedenaście. Męczące. Ale i zarazem przyjemne bo towarzystwo mieliśmy zacne i rozrywkowe.
Ponieważ jest lipiec, pogoda bardzo plażowa to i ludzie wakacyjni i plażowi. W sobotę do południa nie odwiedził nas nikt. Ludzie tylko wpadali do Auchan po piwo i pędzili nad wodę. Po południu już jakby pęd grillowy się skończył. Zaczęli się pojawiać ludzie. Żywi, prawdziwi ludzie. Z prawdziwymi, żywymi słowami:
- Co wy tu macie?
- Gry planszowe, tak po prostu?
- Wszedłem bo przeczytałem plakat i nie wierzę.
- Babciu, kup mi grę! Dziecko, chodź po klocki!
- O, grałem kiedyś w Talizman.
- Jak to gry planszowe dla dorosłych?
- Ty, patrz jakie dziwne.
itd itp
W niedzielę natomiast już cały dzień graliśmy. Och, jasne, że nie było tłumów. Ale przez cały dzień ktoś u nas grał. A było, że i na kilka stołów tłumaczyliśmy reguły. I nawet mieliśmy jednego chłopaczka, który przyszedł do nas w sobotę i dosłownie zamieszkał. Opuścił nas w niedzielę wieczorem. Siedział i grał. Chyba nawet nic nie jadł.
Spotkanie z grami planszowymi w centrum handlowym...dziwny stwór. Stwór, który może na jesień trochę podrośnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz