środa, 26 listopada 2014

BoardGameGeek.Con 2014 w Dallas

Mówiąc krótko: veni, vidi vici ;-)

BGGCON jest konwentem odbywającym się od lat wielu. Jego szczególną cechą jest to, że jest organizowany z myślą o geekach. Dzieci wstępu nie mają. Nawet te geekowskie.

     Wylecieliśmy z Katowic we wtorek rano. Bardzo rano. Następnie przesiadka we Frankfurcie. Ponieważ Trzewik w Katowicach był zaspany to dopiero we Frankfurcie udało mu się zepsuć samolot. I to akurat nasz. Drzwi się nie chciały zamknąć...czy domknąć? Nie wiem. Wolałam nie słuchać co pilot mówi;-)
Po drodze Trzewik i tak dał radę. Lecieliśmy dużym samolotem. I wszystkim wokół nas działały telewizorki w oparciach. No, prawie wszystkim. Trzewikowi pod koniec podróży przestał działać. Jego sąsiadowi też....
Ma tę moc, ma tę moc, tralalalala.....

     Na szczęście do Chicago dolecieliśmy o czasie. A w Chicago....to chyba jest najgłupsze lotnisko jakie znam. Trzeba wysiąść, przeprawić się przez urzędników, odebrać walizkę, nadać ją ponownie, odprawić się ponownie. I to wszystko w dzikim pośpiechu bo przecież następny samolot już buczy na płycie.
Udało się. Dobiegliśmy na czas. Samolot był opóźniony;-)

A w Chicago śnieg. Pola widziane z góry całe na biało. Piękny widok. Chociaż trochę niepokojący wziąwszy pod uwagę nasz dosyć letni strój.

     Konwent...był po prosty genialny. Ogromny hotel na lotnisku wynajęty na potrzeby geeków. Hotel miał trzynaście pięter i osiem wind, które były źródłem mojej nieustannej radości. Ponieważ było nas tam wyjątkowo dużo, windy jeździły non stop. Czasami wsiadając na swoim piętrze jechało się nagle na trzynaste. A zjeżdżając w dół zatrzymywała się na każdym piętrze co wszyscy witali sporą głupawką czekając w napięciu czy na wszystkich piętrach się zatrzyma szalona winda czy też nie. Gdy jechałam z grami zawiniętymi w folię bąbelkową to pół windy nią pstrykało. Ot, taki klimat szalony.

W pierwszym dniu sprzedaliśmy cały nakład dodatku do Osadników....A potem już było jak na GenConie: "sold out".
W drugim dniu wyprzedaliśmy cały nakład Tajemniczego Domostwa....
A mieliśmy tych gier dosyć sporo jak na BGGCON, który jest konwentem growym ale nie targowym, o czym nas wszyscy wcześniej informowali.

Tajemnicze Domostwo zrobiło tam karierę szaloną. Wszyscy nas o grę pytali. Wszyscy ją pokochali. Obłędnie było patrzeć na tych wszystkich nerdów jak grając muszą użyć wyobraźni a nie kalkulatora.

Gdy w ostatnim dniu konwentu na naszym stoisku pojawił się Rodiek niosąc pod pachą swoją kopię Tajemniczego Domostwa, został prawie napadnięty przez ludzi. Że on ma! A inni nie! Musiał się tłumaczyć i szybko schować pudło...
A w ostatni dzień jechałam windą mając przy sobie małe pudełeczko z dodatkiem do Osadników. I zanim doszłam do sali targowej musiałam odmówić kilku osobom sprzedania pudełeczka....To pewnie przez tę babę na okładce.

Było super, było miło. Było tak jak ma być. Growo, nastrojowo, z jet lagiem i knajpą BBQ po której przez dwa dni chodziłam najedzona. I margeritą w knajpie meksykańskiej gdzie na ścianie wisiała GŁOWA PRAWDZIWEJ KROWY!!!!!

Dallas nie zwiedziliśmy. Nie było czasu na nic. Od rana do wieczora hala i gry. Przywiozłam sobie Duka i Chimerę. I Uptown. I train of thought.
A teraz czeka nas Pionek, którym uroczyście zamykamy sezon konwentowy. A tuż po nowym roku zaczynamy nowy i będzie jeszcze bardziej intensywny, yeah!

 Rich Sommer i Mad Man;-)
 Widok z okna naszego pokoju.
 Śniadanko....
 BBQ...my to na serio zjedliśmy
 Osadnicy się grają a ludzie gadają
 Eric Lang i Trzewik razem ukazują nam, jak ciężko jest się dobrze odżywiać będąc autorem gier...
 Nasz wolontariusz Ben

ostatni dzień...



2 komentarze: