piątek, 26 września 2014

Nie i jeszcze raz nie!

   
     Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że kobieta może robić karierę (czyt. chodzić codziennie na 12h do pracy) i być z tym szczęśliwa.
      Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że można sobie radzić z prowadzeniem domu, pracować i się realizować.
      Niby jak i kiedy? I co znaczy "realizować się" Gdybym chciała się realizować tak naprawdę to musiałabym pisać książki, malować, wędrować po świecie itd itp i milion innych miłych bzdur.

      Załóżmy, że codziennie wychodzimy do pracy na osiem godzin. Wychodzimy o 7.00, żeby odprowadzić dzieci do przedszkola. Kończymy pracę o 16.00 co oznacza, że docieramy po dziecko do przedszkola około 16.30. Po drodze mini zakupy a czasami jakiś basen czy inne zajęcia. Które oczywiście nie są obowiązkowe, ale co zrobić, gdy dziecko chce? Odmówić mu basenu czy tańców? Zazwyczaj, jak nas stać, nie odmawiamy.
Ale załóżmy, że dzisiaj nie poszliśmy na basen. Po mini zakupach docieramy do domu około 18.00.
Mamy dwie godziny na zjedzenie obiadu, ogarnięcie dnia następnego, jeżeli mamy dzieci szkolne, to na jakieś dziwne pytania nt zadań domowych. Gotujemy, odpowiadamy na pytania, prasujemy, W końcu dzieci idą spać. Jest 21.00
      21.00 oznacza, że należy podjąć decyzję, czy iść do kuchni i nastawić obiad na dzień następny czy może nastawić pranie (dzieci brudzą jakoś bardzo dużo) czy może po prostu iść do wanny i wygrzać się po całym dniu gonitwy? A może nawet poczytać? No tak, ale jest już 21.00, próba czytania zakończy się zaśnięciem nad książką...To może jakiś film z mężem? Ale mąż późno wrócił i coś tam jeszcze pracuje na komputerze. Zresztą i tak zaśnie po napisach początkowych.
      Z nadzieją czekamy na weekend. Będzie w końcu czas na posprzątanie  w domu. Będzie czas na książkę, film....A, nie będzie. Dziecko ma zawody a teściowa imieniny. No i trzeba zaliczyć jakieś Tesco bo jednak są braki w zaopatrzeniu. No i w zasadzie idzie jesień i buty jakieś by trzeba kupić dziecku. I spodenki na w-f bo jakoś w ciągu wakacji wyrosło.

itd, itd


Gdzie tu czas na nadgodziny w pracy? Gdzie tu czas na dokształcanie się popołudniami? Gdzie tu czas na siłownię, basen, kosmetyczkę? Kawiarnię z przyjaciółkami, które i tak w naszym teoretycznym czasie wolnym mają akurat basen z własnym  dzieckiem. No chyba, że macie bezdzietne przyjaciółki lub z dorosłymi dziećmi.

Jasne, zawsze można powiedzieć, że jak ktoś bardzo chce to da radę.
Tylko, żeby mieć czas na wszystko, należałoby zatrudnić kogoś do sprzątania. Nie każdy lubi, nie każdego stać. Z reguły nie stać. I kogoś do gotowania. j.w
Tylko, żeby mieć czas na wszystko, należałoby po prostu nie mieć dzieci albo się nimi nie zajmować. No ale po co mieć dzieci, jeżeli nie będziemy się nimi zajmować?
Nawet mając psa czy kota poświęcamy im czas.
Mając dzieci po prostu lubimy z nimi być. Nawet jak wieczorami padamy na pysk zasypiając w locie nad poduszką. Nawet gdy marzy nam się miesięczny pobyt na bezludnej wyspie. No, bezdzietnej wyspie.
Nawet gdy marzy nam się spędzenie wakacji w miejscu gdzie są dorośli ludzie i nie ma dzieci. No ale co wtedy będą robić nasze dzieci? Męczyć nas zapewne.
Nawet gdy marzy nam się, żeby kupować ubrania ładne a nie takie, które nie za szybko się pobrudzą i których nie trzeba prasować.
Nawet gdy mając dla siebie chwilę czasu wieczorem i tak musimy wybrać "czytam czy sprzątam".

Ja zazwyczaj czytam.
Co widać w naszym domu bardzo.
I obawiam się, że nie jestem feministką. Mało tego, obawiam się, że nawet z tym niebyciem jest mi bardzo dobrze.




1 komentarz: